~ Miłość bez słów, miłość bez granic ~

~ Miłość bez słów, miłość bez granic ~
~Wasza Zuza

niedziela, 10 września 2017

~Ukryta prawda... Czyli troche słów o atakach~

Nadszedł czas by się przyznać do niektórych rzeczy... Nadszedł czas by brać odpowiedzialność za to co się robi, za to co się mówi i komu oraz za to, czego się nie mówi... Ciężko zacząć temat, tak ciężko niczym rozprawkę na polskim....

                                                        ***

Tuptam sobie powoli, nóżka za nóżką, spokojnie bez pośpiechu. Robi mi się niedobrze, mam rozmazany obraz przed oczami, tracę kontrolę, znów odpływam.. Słyszę głosy "sprawdź puls" "zobacz czy oddycha" "kurwa" ... Znów straciłam oddech... Znowu mnie próbują ocucić, znowu mnie klepią po twarzy... Słyszę wszystko, każdego z osobna, rozróżniam głos męski od damskiego, ale nie potrafię, nie jestem w stanie zrobić choć najmniejszego ruchu. Nie mogę... Próbuję podnieść nogę lecz jest sztywna, chcę mrugnąć oczami lecz nie są w żadnym stopniu kompatybilne z moim mózgiem, staram się poruszać głową - kiwnąć na tak i zaprzeczyć na nie lecz głowa jest zbyt ciężka... Poddaje się ... Znów odpływam...
 
                                                                             ***
(2 minuty później)


(...) Odzyskuję oddech, z trudem, z wielkim trudem... Oddycham coraz ciężej, w tym momencie użycie płuc to katorga... Męczę się, cholernie ciężko mi z tym... Wciąż słyszę głosy, dominuje głos męski i to on stara się nade mną zapanować.. 4 osoby trzymają mnie od tyłu... Walczę, ponownie staram się wygrać z tym gównem...
Krztuszę się, duszę się, coraz ciężej oddycham, dopada mnie zmęczenie i wykończenie... Znów odpływam, znowu nie ma ze mną żadnego kontaktu.... Popadam w sen, czasami zapominając i tracąc oddech...
     ... Znów przegrałam...
Budzi mnie syrena karetki, przebłyski mocnego pomarańczowego przelatują mi przed oczami, znów słabnę, znów tracę nad sobą kontrolę... Czuję jak dźwigają moje ciało, wiotkie i rozciągliwe niczym guma do żucia, a głowa swobodnie kołysze się raz na prawo, raz na lewo...
Zmierzyli cukier, cholernie niski, podali glukozę w kroplówce, pojechali ze mną do szpitala... Przy wkłuwaniu znów straciłam przytomność, więc ratownicy wkłuwali się 4 razy lecz dopiero za 5 razem poskutkowało... 30 minut drogi, włączone ogrzewanie bo spadła mi temperatura ciała.
***
Nadal walczę, wciąż walczę bez przerwy.. Nie poddaję się choć mogłabym. Staram się pokazać sobie i mojemu wrogowi i napastnikowi że jestem silniejsza.. Że mimo iż to we mnie siedzi, mimo iż połyka mnie od środka i z miesiąca na miesiąc jest mnie coraz mniej to daje sobie radę. Mimo iż przejmuje nade mną kontrolę i kieruje mną podczas ataków, mimo iż zabiera mi oddech i wprawia w niekontrolowane ruchy moje ciało to idę dalej przed siebie.. Staram się. Moim celem jest wygrana... Moim celem jest zwalczenie tego co mnie niszczy od środka i tego co mną kieruje wtedy, kiedy nie mam nad sobą kontroli... Moim celem jest swobodne oddychanie bez utraty tchu i bez zapowietrzenia się...
Wygram to, wiem o tym, wiem, że się uda... Przecież musi się udać, prawda?
                            ~Z.I.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz