~ Miłość bez słów, miłość bez granic ~

~ Miłość bez słów, miłość bez granic ~
~Wasza Zuza

wtorek, 29 marca 2016

~Między sercem a rozumem, proszę niech Aramis mnie zrozumie...~


~ Znajduję się w miejscu,w którym wszystkie moje myśli odpływają w siną dal,
gdzie jedynym odgłosem jest śpiew ptaków, szelest liści, które kołyszą się w rytm wiatru oraz głośne parskanie Miśka. Jedynym zapachem jest wysoka trawa i pełno kwitnących wokół mnie kwiatów polnych. Kładę się na niej i powoli zamykam oczy starając się zapomnieć o wszystkim, co dotyczy mojej osoby. O wszystkich problemach, rozterkach, o błędach, które popełniłam. Próbuję zapomnieć o osobach, które stanęły na ścieżce mojego życia i w pewien sposób zagrodziły mi drogę. O osobach, które zatrzymały się w mojej pamięci i w moim sercu na zbyt długi okres czasu, a gdy już zdążyłam się przyzwyczaić do ich wyglądu, zachowania, sposobu bycia, to one nagle odeszły krzywdząc mnie i zostawiając po sobie tylko zdjęcia i puste, nic nie znaczące zdania oraz wielką przepaść w moim sercu... Za każdym razem, gdy jest słabiej, przypominam sobie właśnie osoby, które tak bardzo namieszały w moim życiu, a później jak gdyby nigdy nic odeszły. To właśnie chwile słabości, chwile, które ukazują jak wiele błędów wtedy popełniłam, a jednocześnie udowadniają, jak bardzo żałuję tego, co zrobiłam. Udowadniają również jak wiele znaczyły i być może nadal znaczą dla mnie osoby, które mnie zostawiły bądź które ja sama odrzuciłam... Wtedy właśnie robiąc krok do przodu ciągle się potykam, nie umiejąc wstać i uwierzyć w siebie. Wtedy właśnie wpadam w przepaść i miesiącami, a czasem nawet latami próbuję się z niej wydostać...
Ciężko jest się podnieść z głową uniesioną do góry i udawać, że nic się nie stało. Ciężko jest się bez niczyjej pomocy wygrzebać z tego dołu, w który dałam się wkopać. 
Ciężko jest mi pomyśleć ile wtedy miałam, a jak wiele teraz straciłam przez własną głupotę...
Ile spraw potoczyłoby się inaczej gdybym tylko umiała zapanować nad swoimi uczuciami.
Gdybym nauczyła się wygrywać wewnętrzną walkę pomiędzy własnym sercem a rozumem. Jednak kierując się uczuciami widziałam wszystko w kolorowych barwach i liczyłam na to, że będzie jak w bajce. Pięknie, przyjemnie i z happy-endem.
Jednak tak nie jest i tak nie będzie nigdy!

***

Chociaż ostatnie miesiące były dla mnie istnym piekłem i walką o przetrwanie chciałbym podziękować tym osobom, które tego dokonały. Osobom, które sprawiły, że uroniłam parę łez, które sprawiły, że znacznie podniosło mi się ciśnienie, osobom, które sprawiły, że choć na chwile się zatrzymałam i przestałam biec!!! Biec za marzeniami, biec za perfekcjonizmem i dokładnością. Za zakichaną precyzją od której nie mogę się odczepić, albo to ona nie może odczepić się ode mnie...
Dzięki Wam zrozumiałam, że warto się zatrzymać, obrócić parę razy wokół własnej osi i powiedzieć sobie "STOP!!". Dzięki Wam przejrzałam na oczy i już wiem, że warto cieszyć się tym co mam! W końcu zaczęłam doceniać osoby, które były i są do dnia dzisiejszego ze mną, a w każdej możliwej sytuacji mi pomagają i mnie wspierają (Dziękuję Wam ciociu i babciu, wiem, że to czytacie :D).
Nareszcie zrozumiałam osoby, które żyją chwilą i są z tego powodu szczęśliwe.
W końcu i nareszcie przecież sama nią jestem :)
Więc z całego serca Wam dziękuję, za to, że "wyrwaliście mnie" z pędu życia codziennego i pokazaliście mi jak piękny jest świat, gdy stoję w miejscu nie biegnąc za marzeniami i nie spiesząc się po kolejny cel.

***

(...) I nagle się budzę lekkim szturchnięciem (?) w biodro. Powoli uchylam powieki, lecz blask słońca oślepia mnie i odruchowo mrużę oczy. Odwracam się i ku mojemu zdumieniu to nie mama, która każe mi wstawać do szkoły, lecz mój własny ochroniarz, opiekun i jednocześnie moja pierwsza miłość. Na mojej twarzy ukazuje się uśmiech i długo z niej nie znika. Misiek popycha mnie coraz bardziej i zachęca bym jednak się podniosła. Po chwili wstaję, szeroko otwieram ręce i przytulam się do  niego cicho szepcząc mu do ucha "kocham Cię", a on jakby rozumiał każdy mój ruch i każde moje słowo, opiera głowę o moje plecy...
 Niby wszystko jest takie, jak wcześniej, niby wszystko to samo, tylko ja jakby inna. Oczyszczona z wszystkiego, co kryło się w mojej głowie i spokojna, że już nic mi nie grozi. Opanowana, chętna do życia i do jakiegokolwiek towarzystwa.
 Tak, zdecydowanie się zmieniłam i wydaje mi się, że na lepsze.

***
Pomogła mi rodzina, najlepsi przyjaciele, ale przede wszystkim mój kochany hucułek, bez którego moje życie nie miałoby żadnego sensu. 
Moje 550 kg szczęścia i miłości <3
Przyjaciel najlepszy, największy, najcięższy i najbardziej godny zaufania.
Kiedyś przyrzekliśmy sobie (nie na paluszek, nie na słowo harcerza lecz na kopyto), że choćby nie wiem co, zawsze będziemy razem!!!
"I że Cię nie opuszczę aż do śmierci"

***

Wreszcie stanęłam w miejscu i zaczęłam cieszyć się chwilą i życiem. 
Właśnie skończyłam tamtą książkę i zaczęłam pisać kolejną.
To będzie nowy rozdział mojego życia, moja nowa historia..
Tak jakby nowa ja :) ~

~Wasza Zuza

  








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz