~ Miłość bez słów, miłość bez granic ~

~ Miłość bez słów, miłość bez granic ~
~Wasza Zuza

środa, 31 sierpnia 2016

~ Pasja czy zdrowie? Kto mi wybrać pomoże? ~

Moi Kochani!

O mamusiu, to już koniec wakacji!! Jak to dwa miesiące? Niemożliwe, żeby ten czas tak szybko upłynął!! Znów się zacznie ta monotonia... Kartkówki, ustne przepytywanie, sprawdziany, egzaminy, uczenie się teorii na pamięć i ogromna ilość straconego czasu w budynku, jakim jest szkoła... 

STOP, STOP, STOP!!! Zacznijmy wszystko od nowa...

Nadszedł czas pracy, ciężkiej pracy. Skończył się czas, w którym odpoczęłam od przyjaciół, nauczycieli, szkoły, rodziców i rodzeństwa oraz od obowiązków i twardych reguł.
Wakacje kojarzą Nam się głównie z odpoczynkiem, wyjazdami za granicą lub wyjazdami w obrębie własnego kraju/miejsca zamieszkania... 

***

Dla niektórych jest to dobry moment, by podjąć właściwe decyzje. Nie mówię tutaj o wyborze smaku lodów, czy kolorze sukienki lecz o podejmowaniu decyzji w kwestii swojego zdrowia i/lub życia. 
W ciągu tych dwóch miesięcy wakacji miałam okazję pooglądać naprawdę wiele pokoi lekarskich. Miałam okazję nauczyć się cierpliwości, stojąc w kolejce do recepcji i czekając równe dwie godziny. Poznałam również wiele nowych lekarzy i myślę, że ich twarze zostaną w mojej pamięci, ponieważ czekają mnie kolejne wizyty...
Przepuklina w kręgosłupie wielkości 5mm [od 5mm/7mm i wzwyż wykonuje się operacje], kręgozmyk I stopnia odcinka L5-S1, rotacja żeber, rotacja miednicy, krótsza prawa noga o 1cm, zwiększona liczba żeber, brak zalążka trójki (kła), problem z przyswajaniem wapnia, fosforu i potasu... Dużo tego, prawda? Ale żyje!!!!

Czy narzekam? Oczywiście, jak każdy człowiek.
Czy mam dość choroby? Z dnia na dzień coraz bardziej. 
Czy czasem jest ciężko? Nie czasem, a codziennie.
Czy mnie boli? Bardzo.
Czy walczę? Tak!
Czy się poddaję? Nigdy!

Wiele osób powtarza mi, że są ze mnie dumni, że idę do przodu i się nie zatrzymuję. Inni są pod wrażeniem, że wytrzymałam już i aż te 15 lat z wrodzonymi wadami. Jeszcze inni z kolei mówią, że jakby byli na moim miejscu, to by z sobą skończyli... 
Jednak warto się nad tym wszystkim zastanowić...
Piętnaście lat walczyłam o to, by wygrać z chorobą. Kiedy podrosłam zrozumiałam jak poważna jest sprawa, tym bardziej, że z roku na rok, stan mojego zdrowia znacznie się pogarszał.... Walczę o to, by wygrać. Stawką jest życie. Mogłam odpuścić i dalej ryzykować. Mogłam znów wsiąść na konia i skakać 1 m, 1,20 m, jeździć na zawody i zdobywać kolejne flo lub odnosić porażki... Ale byłabym wtedy tchórzem, wielkim tchórzem!

***

Stanęłam kiedyś przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Co w nim zobaczyłam? Drobniutką, malutką dziewczynkę z wielkim serduchem... Tak właśnie, z wielkim serduchem! Popatrzyłam sobie w oczy i głośno powiedziałam "teraz albo nigdy". To wystarczyło. To była jedna decyzja, dobra decyzja i świadomie podjęta. 
Czy wystarczyły te 3 słowa, aby zrezygnować z pasji w imię własnego zdrowia? Powiem szczerze, że niestety nie. Jazda konna jest częścią mojego życia. Tak jak najbliższa rodzina, pasja sprawiała, że moje życie nabierało barw, że życie miało sens. 
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że jest cholernie ciężko. Jednak codziennie uświadamiam sobie, że jestem już o dzień bliżej do sukcesu i o dzień dalej od choroby. To powoduje, że nabieram pewności siebie i jestem w stanie pocieszać innych.  
Ból jest częścią mojego życia, jest takim moim drugim partnerem. Aczkolwiek bywa czasami tak silny, że przekracza wszelkie moje granice wytrzymałości. Ale się nie poddaje! Wciąż walczę! To dzięki niemu z dnia na dzień jestem coraz silniejsza. To dzięki niemu czuję, że żyję!

***

Serdeczne podziękowania kieruję również do Was, Moi Kochani. To dzięki Wam mam siłę by wstać z łóżka i powitać nowy dzień, to dzięki Wam na mojej twarzy gości uśmiech, gdy nad ranem wstaje słońce i gdy czasem pada deszcz.
Cieszę się, że jest Was coraz więcej, cieszę się, że czytacie moje "wypociny" i motywujecie mnie do dalszego działania i pisania. 
Pamiętajcie, że każdy tzw. +1 i każda kolejna cyferka przy liczbie wyświetleń daje mi takiego kopa w dupkę, że o jacie!!! Motywujecie i za to Was kocham! 
Dziękuję!!!! 

PS. Wpadajcie również na :
  • Snapchat: zuzaimielska2
  • Instagram: a_r_a_m_i_s_o_w_a


piątek, 22 lipca 2016

~ Motywacji nigdy dość ~

Jestem młoda, mam dopiero 16 lat. I co z tego? 
Czy mój wiek określa moją osobowość, mój sposób myślenia i mój punkt patrzenia na świat? 
Czy właśnie te dwie cyfry ukazują moje życie? To przez co już przeszłam?
Moim zdaniem zdecydowanie nie...

***

No cóż... Życie lubi płatać figle. Moja ścieżka życia, udeptana moim własnymi butami, nie zawsze była prosta i nie zawsze była drogą do szczęścia. Czasami się potykałam, ale dumnie szłam do przodu, z głową uniesioną ku górze, udając, że nic się nie stało. Lecz bywały dni, w których upadałam i nie potrafiłam wstać, bo ból był zbyt silny... Zawsze na drodze stawały mi jakieś przeszkody. Czasem większe (śmierć bliskiej osoby, strata zwierzęcia), a czasem mniejsze (kłótnie z rodzicami, kłótnia z najlepszą przyjaciółką).

***

Czerwone płomyki w oczach, które lśnią determinacją, zapał do wszystkiego, niepohamowana chęć pomagania wszystkim, gotowość do działania, upartość, dążenie do celu, trzymanie się planu, brak zwątpienia i pewność siebie. Te wszystkie cechy powinny być drogą do Twojego sukcesu, Drogi Czytelniku! Pamiętaj, że omijanie przeszkód pogorszy sprawę! Nie możesz uciekać od problemów, one i tak wrócą, prędzej czy później. Zmierz się z tą przeszkodą, wyznacz sobie cel (środek) i przeskocz ją nie zważając na jej wysokość. Nie ma problemu, z którym byś sobie nie poradził, Drogi Czytelniku, nie ma takiej wysokości!!!

***

Pokonaj swój lęk, wyznacz sobie cel, zrob dwa wdechy i wydechy. Rozpędź się i biegnij przed siebie, skocz, skocz po marzenia, po coś, o co walczyłeś kilka chwil. Udowodnij przede wszystkim sobie, że jesteś tego wart i że jeżeli naprawdę Ci na czymś zależy, to pokonasz każdy próg, a ból Ci nie straszny!!
Walcz, walcz i nigdy się nie poddawaj
BO WARTO!

~ Wasza Zuza

niedziela, 17 lipca 2016

~Bo zdrowie jest najważniejsze~


Ostatnio wróciłam do szarej rzeczywistości i zaczęłam się na nowo komunikować z ludźmi. Wróciłam do tego, co kiedyś sprawiało mi trudności i sprawia je do dzisiaj. Mówiąc to, mam na myśli porozumiewanie się z drugim człowiekiem.

***

Jestem osobą, która całe swoje życie poświęciła pasji. Osobą, która była zbyt zajęta by ujrzeć czyjąś krzywdę i chorobę. Człowiekiem, który poświęcił całą swoją uwagę zwierzętom, ale nie miał czasu, by zadbać o siebie.
Postrzegałam wszystko zupełnie inaczej, byłam wręcz oddana jeździe konnej. Przesadnie...
Nie miałam czasu właściwie na nic. Moje stopnie w nauce znacznie się obniżyły, ale mnie to nie obchodziło. Zawsze sobie tłumaczyłam, że "coś kosztem czegoś".
Odkąd pamiętam dążyłam do doskonałości i nigdy nie mogłam się pogodzić z poniesionymi porażkami. Kiedy odniosłam porażkę, moją barierą ochronną był płacz, w następnej kolejności tworzyłam wokół siebie mur i odsuwałam od siebie wszystkich na odległość.
 Z czasem straciłam przyjaciół, ale wtedy to się nie liczyło, wtedy liczyły się tylko starty w zawodach i zdobywanie nagród.
Do czasu...

***

W życiu każdego człowieka nadchodzi czas rozstania.
Czas, w którym coś tracimy, a później zaczynamy to doceniać. Dopiero wtedy otwieramy oczy na świat i zaczynamy się interesować tym, co się wokół Nas dzieje. To przykre, ale prawdziwe.
Ze mną było dokładnie tak samo.
W momencie, kiedy straciłam wystarczająco dużo osób, zrozumiałam jak wiele dla mnie znaczyły. Zaczęłam zwracać uwagę na najbliższą rodzinę, na ich samopoczucie, zdrowie. W końcu nauczyłam się doceniać to, co mam i cieszyć się z małych rzeczy, bo przecież o to w życiu chodzi, prawda?

***

Moim zdaniem każda pasja pochłania człowieka. Jeśli rzeczywiście jest to taka prawdziwa pasja, biorąca się ze środka, z serca... Jednak wymaga ona poświęcenia.
Co to oznacza?
Teraz, w gimnazjum na nowo uczyłam się rozmawiać z ludźmi. Przyznam, że przyszło mi to z trudem. Cały rok byłam postrzegana jako "inna" bądź niedostępna albo nieosiągalna. W drugiej klasie pokonałam swój lęk i otworzyłam się na świat, włączałam się w dyskusje, podsuwałam pomysły i zaczęłam funkcjonować jak każdy, normalny człowiek. Razem z przyjaciółmi zaczęliśmy się spotykać, to w McDonald's, to na mieście. I właśnie tutaj pojawił się problem...
Trzy razy w tygodniu miałam trening, w ciągu roku szkolnego, oczywiście. Oprócz treningów i nauki miałam i mam również obowiązki, więc jakiekolwiek wyjścia ze znajomymi nie wchodziły w grę.
Za każdym razem jak się umawialiśmy na jakieś wyjście, to miałam przygotowaną wymówkę. Wciąż jedna i ta sama : " Nie mogę, bo mam dzisiaj trening "...
W końcu ich cierpliwość się skończyła i wcale się nie dziwię...
To właśnie jest poświęcenie, o którym już wcześniej wspomniałam.

***
Jednak próbą przyjaźni i czasu były te 3 tygodnie, które spędziłam w domu (w tym tydzień w szpitalu), prosto po wypadku.
Pomimo wszystkich błędów jakie popełniłam, jeden za drugim, pomimo wszystkich wymówek i pomimo tego, jak wiele razy ich zawiodłam, oni nadal ze mną są. Odwiedzali mnie w szpitalu, codziennie pisali z pytaniem jak się czuję i niepotrzebnie się martwili.
To są prawdziwi przyjaciele <3
Jeśli to czytacie, to chciałabym Was najmocniej przeprosić i podziękować.
 Cieszę się, że Was mam!!!

Wracając do kwestii wypadku i mojego zdrowia... Tu już sprawy się komplikują.. Po upadku z Love Me miałam problemy z kręgosłupem. Moje wakacje (a raczej koniec czerwca i początek lipca) spędziłam na "zwiedzaniu" szpitali i konsultowaniu się z chirurgami i nerouchirurgami.
Mogę Ci zdradzić, Drogi Czytelniku, że na razie uniknę operacji kręgosłupa, jednakże musiałam zrezygnować z jazdy konnej na 3 miesiące...
Przyznam szczerze, że zabolało i to bardzo, ale chcąc w przyszłości funkcjonować normalnie i poruszać się na nogach, musiałam odpuścić..
Teraz tylko odliczam czas.
Sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące...
3 miesiące, dam radę!
Muszę dać radę!!!




czwartek, 7 lipca 2016

~ Podaj rękę drugiej osobie, a kiedyś ktoś poda ją Tobie ~

Moi Kochani!!

Od ponad roku, jak nie dłużej prowadzimy na Aramisie hipoterapię. Hipoterapia jest prowadzona pod okiem Pani Kasi, która posiada do tego uprawnienia, a Aramis jest udostępniany tylko naszym najbliższym znajomym.
***

 Przychodzą do Nas dzieci z Zespołem Aspergera oraz dzieci, które chorują na Autyzm.  
Są to dzieci, których życie jest oparte na opiece rodziców, które nie są w stanie funkcjonować samodzielnie.
 Mają ograniczone możliwości i swój własny harmonogram, którego nie można zburzyć. 
Posiadają swój własny świat, który jest zamknięty, a klucz mają tylko oni sami...

***



Na zdjęciu powyżej mamy Alexa i jego mamę Wiolę oraz mnie i Aramisa.
Alex jest bardzo żywym i energicznym 6-cio latkiem, który potrzebuje terapii sensorycznej.

***

Przynajmniej raz w tygodniu odwiedza Nas Mikołaj Walewski, który choruje na Autyzm.
U Mikiego choroba ta ukazała się w wieku 2 lat na szczegółowych badaniach. 
Do dnia dzisiejszego walczy z chorobą...
Miki jest oczkiem w głowie zarówno mamy jak i taty,  jest pogodnym i uśmiechniętym dziewięciolatkiem. Chłopcem, który niestety ma wiele zaburzeń w różnych sferach. Miko ma problemy z opanowaniem swoich emocji, dopiero od niedawna zaczął się komunikować.

***

Jednak pomyśl sobie, Drogi Czytelniku, przez co przechodzi rodzic dziecka autystycznego. Rodzic ten jest pozbawiony jakiejkolwiek swobody, jest wręcz uwięziony. W sumie, można powiedzieć, że cały czas przesiaduje w więzieniu... 
Każde sprawne dziecko, bez zaburzeń, gdy dorośnie i przejdzie przez okres dojrzewania, zaczyna się usamodzielniać. Jednakże dziecko chore na Autyzm nigdy nie będzie samodzielne, ono wciąż potrzebuje poświęconej uwagi i wiecznego nadzoru rodziców i osób dorosłych.

Podam teraz przykład, żeby było Ci łatwiej to zrozumieć.
 Powiedz cokolwiek do drugiej osoby szeptem albo wyobraź sobie, że ja siedzę obok Ciebie i coś Ci szepczę do ucha. Jaka jest Twoja reakcja? Jak się zachowasz w danym momencie? 
Moim zdaniem (w zależności od tego co Ci powiem) albo się będziesz śmiał albo będziesz płakał lub zwyczajnie się ze mną zgodzisz... Dla Ciebie szept, to szept. Natomiast autystyk szept odbiera, np. jako niezrozumiały szmer przyjemny dla ucha bądź nie .
 Widzisz, to co napisałam wyżej wydaję się dla Ciebie dosyć banalne i raczej oczywiste. Dla mnie też to jest proste. Ale dziecko autystyczne nie reaguje tak samo jak ja czy Ty, Drogi Czytelniku. To dziecko nie rozumie prostych słów kierowanych w jego kierunku, a kiedy czegoś nie rozumie, to zatyka uszy i krzyczy. Krzyczy ile ma siły w gardle. 

Drugi przykład: Kiedy jest zima, co na siebie zakładasz? Bo ja na przykład ubieram się na cebulkę i zakładam buty zimowe. Widzisz, taki Mikołaj (w zimie) wychodzi na zewnątrz w krótkich spodenkach i w bluzce z krótkim rękawem, a na stopach nie ma nawet skarpetek.
Co ciekawe, niektóre dzieci (w tym Mikołaj) są niesamowicie odporne.

***

Nadal nikt do końca nie wie, jak osoba autystyczna widzi, słyszy i czuje. Świat może postrzegać jako wirujące i migające światła, zaś przyjemny dla Nas zapach, osoba autystyczna może odbierać jako smród z wysypiska śmieci. 

***

 Autyzm to epidemia, autyzm jest chorobą, która dotyka także inne organy, nie tylko mózg lecz jest w dużej mierze odwracalny. Trzeba tylko chcieć zmierzyć się z losem.
Nie można się poddawać i liczyć na to, że samo przejdzie.
 Bo nie przejdzie, to nie jest przeziębienie!!!
Trzeba walczyć do końca i w końcu przejrzeć na oczy i zobaczyć jak wielka jest stawka.
To jest walka z chorobą, a stawką jest życie. Życie 9-cio letniego Mikołaja, który nie jest winien temu, co się stało. Życie chłopca, niewinnego dziecka, które będzie musiało mieć zapewnioną opiekę, gdy na świecie zabraknie rodziców (odpukać). Życie chłopca, które było już zagrożone w wieku 2 lat.


***

09.07.2016 r. jest organizowana akcja pt. "Gramy dla Mikołaja", która będzie trwała od godz. 11:00 do 15:00. Celem akcji jest zebranie pieniędzy na dalszą diagnostykę, leczenie i rehabilitację Mikołaja. Będzie można kupić cegiełkę o wartości 10 zł, która będzie później brała udział w losowaniu. Na wejściu będzie można spotkać wolontariuszy z puszkami na wolne datki :) 
Atrakcją będzie również licytacja tatuaży, zebrane pieniądze zostaną przekazane rodzicom Mikiego na dalsze leczenie. Po drodze również napotkacie się na stoiska z makijażami. Natomiast mnie możecie spotkać w roli wolontariuszki :D 
ADRES: OSR Victoria (Hala Sportowa) ul. Bratków 16 Bielsko-Biała, Polska

Serdecznie zapraszam!!!



 W zielonym sweterku Mikołaj Walewski










 Od lewej strony: "narzeczona" Mikołaja :), Miko, 
mama Mikiego i Kasia Chałas (hipoterapeutka)












Na akcji charytatywnej obecny był również catering.
Same pyszności ;)



A tak wygląda moja szczęśliwa mama (tym razem powodem nie był Aramis), która wylicytowała voucher na wymarzony tatuaż w studio "Haeretic".
Gratki Mamo!!!




  
Nie zabrakło również wizażystki Pani Jolanty Kymona.
Pani niesamowita wyobraźnia i talent sprawiły, że na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Dziękuję!!!



A tak wygląda Zuza w akcji :D Razem z Kasią Chałas



Jeśli możesz, to pomóż!
 Pamiętaj, że Twoja obecność może wpłynąć na dalsze życie Mikołaja i jego rodziców.
 
~ Wasza Zuza


Od lewej: Mama Mikołaja - Ania Walewska, Mikołaj na Aramisie i moja mama

czwartek, 23 czerwca 2016

~ Pierwsze zawody na Love Me R ~

Miłego oglądania!!!









~ Bywają wzloty i upadki,
Lecz pamiętaj człowieku,
Każdy z Nas musi być twardy,
Więc wstań i otrzep się z piasku,
Unieś głowę ku górze i idź w świetle własnego blasku ~
Z.I

***

PS2. Serdecznie dziękuję Panu Łukaszowi Gruszewskiemu oraz Kindze Kłaptocz-Drapa za uwiecznienie niepowtarzalnych chwil w moim życiu...

~Wasza Zuza

sobota, 7 maja 2016

~Szkolenie z Piotrem i Moniką Morsztyn~

Witam wszystkich, którzy czytają tego bloga! :)

Dzisiejszy wpis chciałabym poświęcić szkoleniu z dwójka bardzo uzdolnionych,
utalentowanych i wyszkolonych osób. 
Mówiąc to, mam na myśli Piotra i Monikę Morsztyn. 
Młode małżeństwo, posiadające własną stajnię z paroma końmi.
Monika Morsztyn jest zawodniczką i pochodzi z Wrocławia.
Zdobyła wiele nagród:
link:http://www.kj-osadkowski.pl/kj-osadkowski/index.php/monika-morsztyn
Po ciężkim wypadku zrezygnowała ze startu w Mistrzostwach Europy i
zaprzestała jazy na długi czas...
Dzisiaj Monika jest szczęśliwą mamą bodajże 3 dzieci i prowadzi szkolenia.

***

Piotr Morsztyn:
Srebrny medalista MP Seniorów i HPP, podstawowy zawodnik Polskiej Kadry na międzynarodowych arenach w minionym roku, zawodnik Klubu Jeździeckiego Osadkowski.
Tutaj znajdziecie z Nim wywiad:http://kadraskoki.pl/Wywiad_z_Piotrem_Morsztynem
Pewnie wiele osób spytałoby się "i po co mi to wszystko wiedzieć?"
To krótkie wprowadzenie miało na celu uświadomienie Was, kim są Ci ludzie i jak dużą wiedzę posiadają. To właśnie z tym wspaniałym małżeństwem miałam do czynienia  2 i 3-go maja.
Wraz w moim wierzchowcem pojechaliśmy do Stajni Romico w Żywcu  na szkolenie dotyczące jeździectwa. Szkolenie trwało 2 dni, więc Aramis przez 2 dni stał w Stajni Romico. W dniu pierwszym trening skokowy jechałam na Aramisie, natomiast w drugim dniu trening skokowy przejechałam na klaczy od Pani Adrianny Krzanowskiej o imieniu LOVE ME R. Z góry pragnę podziękować Pani Adzie za udostępnienie konia i organizację wspaniałego szkolenia.
Te 2 dni były dla mnie niezapomnianymi chwilami spędzonymi w gronie najlepszych osób, które pomagają mi spełniać największe marzenia. 
Dziękuję <3

~Wasza Zuza


Od lewej: Piotr Morsztyn, na Aramisie moja mama - Monika Imielska,
następnie ja - Zuzanna Imielska, a na samym końcu żona Piotra -  Monika Morsztyn


 Moja mama i Misiek

Aramis i Zuza


Love Me R i Zuza

 Aramisek

Obok Piotr Morsztyn, rów szeroki na 1m 30 cm!!!


Z Piotrem Morsztynem


Z Moniką Morsztyn



środa, 13 kwietnia 2016

~ Cała prawda o mojej osobie ~

Drogi Czytelniku!

Nie wiem, czy Ty też tak masz, czy tylko ja. 
Idąc po prostej drodze czuję się, jakbym mijała 10 000 zakrętów,
Jakbym wciąż nie mogła znaleźć tego, czego tak właściwie szukam...
Albo jakbym była 0,5 metra od celu i nagle zapomniała po co poszłam,
Nadal nie rozumiem jak można zgubić się na prostej drodze,
Jak można nie dostrzec szczegółów, które są bardzo istotne,
Jak długo można powtarzać te same błędy i ile ich można jeszcze popełnić...

Wszystko z zewnątrz jest takie jasne, wyraźne i przejrzyste,
Wspaniałe, idealne i perfekcyjne,
Jednak gdyby spojrzeć do środka, do duszy i umysłu człowieka,
Wtedy można zrozumieć jak to wygląda naprawdę,
Wszystko we wewnątrz jest beznadziejne, niedoskonałe i okropne,
Myśli w odcieniach czerni i szarości,
Zaś obraz rozmazany i przyciemniony przez spływające po policzkach łzy,

***

Cały czas staram się jak mogę, robię wszystko by zadowoliwić osobę,
Osobę, która próbuje mnie na siłę uszczęśliwić i również na siłę
 chce mi udowodnić, że się o mnie troszczy,
Która jest tuż obok mnie, jest na wyciągnięcie na ręki, ale tak naprawdę jej nie ma...
Osoba, w którą kiedyś wierzyłam, a teraz nie wierzę w ani jedno jej słowo,
Zwykłe słowo "przepraszam" i jeszcze zwyklejsze "dziękuję" jest nieszczere i nic nie znaczące...
Natomiast 2 słowa "kocham Cię" są nic nie warte i są w pewnym sensie rodzajem bólu, jaki odczuwam po usłyszeniu takiego kłamstwa, tak pustych słów.

Nie należę do osób cierpliwych, to mówię z góry,
Mam swoje granice i ciężko jest je przekroczyć aczkolwiek tej oto właśnie osobie się już udało,
Teraz warto byłoby się zastanowić czy to powód do dumy, czy raczej do płaczu...

Zgodzę się z tym, że mówię czasami zbyt wiele niż bym chciała powiedzieć,
Mówię coś, czego później żałuję i jedyne co mogę zrobić, aby to naprawić to przeprosić,
Jednak nie jestem, aż tak zadufana w sobie, aby uważać, że każdy krok jaki stawiam jest dobry,
Popełniam błędy, jak każdy człowiek i ich żałuję,
Potrzebuję czasu, żeby zrozumieć co zrobiłam źle i zastanowić się, jak to naprawić,
Czasem dzień, a czasem dwa dni,
Życie nauczyło mnie już pokory i dystansu do siebie,
Udowodniło, że nie zawsze będę w centrum uwagi i nie zawsze będę najważniejsza,
Za to szczerze dziękuję.

Pomimo swojego, jakże trudnego charakteru czekałam cierpliwie na osobę, 
Która chodzi za mną krok w krok, 
Na osobę, która choć raz mogłaby zrobić coś od siebie i coś, co nie byłoby robione na siłę,
Na osobę, która choć raz postarałaby się mnie zrozumieć,
Która choć raz byłaby w stanie przyznać rację
I pomóc w trudnej sytuacji,
Która umiałby mnie wesprzeć,
KTÓRA CHOĆ RAZ MOGŁABY MNIE WYSŁUCHAĆ
I ZNALAZŁABY CHOĆ TROCHĘ CZASU
BYM MOGŁA SIĘ DO NIEJ PRZYTULIĆ
I POROZMAWIAĆ O WSZYSTKIM I O NICZYM!!!!

(...) Bo tego mi właśnie najbardziej brakuje...

***

Mówimy jednym językiem, a nie potrafimy się zrozumieć,
Mieszkamy w jednym kraju, a jesteśmy tak daleko od siebie,
Żyjemy w jednej strefie czasowej, a każdy ma swój zegar...

***


***

Kochani!
Ten blog jest formą pewnego rodzaju pamiętnika. Jest poświęcony tylko i wyłącznie mnie i Aramisowi. Będą się tutaj znajdować posty o wyjazdach na zawody, o treningach, o odznakach jak i o samym Miśku. Podejrzewam, że dosyć często zawitają tutaj również moje przemyślenia, a czasami nawet wiersze.
Pisanie jest dla mnie ukojeniem. Pióro i kartka bądź klawiatura i blog są dla mnie pomocnymi przyjaciółmi. Tak samo jak Wy, którzy czytacie tego bloga i co poniektórzy zostawiacie motywujące komentarze.
Dziękuję!!!!

~ Wasza Zuza



sobota, 9 kwietnia 2016

~ Pierwszy trening z Panią Magdą Tekieli-Chrapek ~

Hejka Wszystkim! 

Ostatnio na treningu miałam zaszczyt gościć Panią Magdę Tekieli-Chrapek. Z P. Magdą byłam umówiona na godzinę 13:00, więc o 12:30 wyjechałam ze stajni wraz z moim wierzchowcem i zaczęliśmy stępować...
Zdecydowanie za szybko minęło to 30 minut. W trakcie stępowania zdążyłam jeszcze pośpiewać ( o ile moje wycie i fałszowanie można nazwać śpiewem xD ), a potem punktualnie o 13 przyszła Pani Magda.
Zaczęliśmy kłusować ( 20 minut kłusa )... Wolty, półwolty, ósemki, zmiany nogi... Następnie, gdy koń był już dobrze naciągnięty, zaczęłam robić serpentyny w kłusie :)
W końcu doszliśmy do galopu, w którym również nie zabrakło ósemek i lotnych zmian nogi... 
Po czasie zaczęłam również skakać kawaletki raz w galopie, a raz w kłusie...


Mówiąc w skrócie: Jazda mi się bardzo podobała i jestem z niej strasznie zadowolona. Chciałabym serdecznie podziękować Pani Magdzie za przekazaną wiedzę i za doskonalenie moich umiejętności :)
Myślę, że do zobaczenia następnym razem :)
~Wasza Zuza







wtorek, 29 marca 2016

~Między sercem a rozumem, proszę niech Aramis mnie zrozumie...~


~ Znajduję się w miejscu,w którym wszystkie moje myśli odpływają w siną dal,
gdzie jedynym odgłosem jest śpiew ptaków, szelest liści, które kołyszą się w rytm wiatru oraz głośne parskanie Miśka. Jedynym zapachem jest wysoka trawa i pełno kwitnących wokół mnie kwiatów polnych. Kładę się na niej i powoli zamykam oczy starając się zapomnieć o wszystkim, co dotyczy mojej osoby. O wszystkich problemach, rozterkach, o błędach, które popełniłam. Próbuję zapomnieć o osobach, które stanęły na ścieżce mojego życia i w pewien sposób zagrodziły mi drogę. O osobach, które zatrzymały się w mojej pamięci i w moim sercu na zbyt długi okres czasu, a gdy już zdążyłam się przyzwyczaić do ich wyglądu, zachowania, sposobu bycia, to one nagle odeszły krzywdząc mnie i zostawiając po sobie tylko zdjęcia i puste, nic nie znaczące zdania oraz wielką przepaść w moim sercu... Za każdym razem, gdy jest słabiej, przypominam sobie właśnie osoby, które tak bardzo namieszały w moim życiu, a później jak gdyby nigdy nic odeszły. To właśnie chwile słabości, chwile, które ukazują jak wiele błędów wtedy popełniłam, a jednocześnie udowadniają, jak bardzo żałuję tego, co zrobiłam. Udowadniają również jak wiele znaczyły i być może nadal znaczą dla mnie osoby, które mnie zostawiły bądź które ja sama odrzuciłam... Wtedy właśnie robiąc krok do przodu ciągle się potykam, nie umiejąc wstać i uwierzyć w siebie. Wtedy właśnie wpadam w przepaść i miesiącami, a czasem nawet latami próbuję się z niej wydostać...
Ciężko jest się podnieść z głową uniesioną do góry i udawać, że nic się nie stało. Ciężko jest się bez niczyjej pomocy wygrzebać z tego dołu, w który dałam się wkopać. 
Ciężko jest mi pomyśleć ile wtedy miałam, a jak wiele teraz straciłam przez własną głupotę...
Ile spraw potoczyłoby się inaczej gdybym tylko umiała zapanować nad swoimi uczuciami.
Gdybym nauczyła się wygrywać wewnętrzną walkę pomiędzy własnym sercem a rozumem. Jednak kierując się uczuciami widziałam wszystko w kolorowych barwach i liczyłam na to, że będzie jak w bajce. Pięknie, przyjemnie i z happy-endem.
Jednak tak nie jest i tak nie będzie nigdy!

***

Chociaż ostatnie miesiące były dla mnie istnym piekłem i walką o przetrwanie chciałbym podziękować tym osobom, które tego dokonały. Osobom, które sprawiły, że uroniłam parę łez, które sprawiły, że znacznie podniosło mi się ciśnienie, osobom, które sprawiły, że choć na chwile się zatrzymałam i przestałam biec!!! Biec za marzeniami, biec za perfekcjonizmem i dokładnością. Za zakichaną precyzją od której nie mogę się odczepić, albo to ona nie może odczepić się ode mnie...
Dzięki Wam zrozumiałam, że warto się zatrzymać, obrócić parę razy wokół własnej osi i powiedzieć sobie "STOP!!". Dzięki Wam przejrzałam na oczy i już wiem, że warto cieszyć się tym co mam! W końcu zaczęłam doceniać osoby, które były i są do dnia dzisiejszego ze mną, a w każdej możliwej sytuacji mi pomagają i mnie wspierają (Dziękuję Wam ciociu i babciu, wiem, że to czytacie :D).
Nareszcie zrozumiałam osoby, które żyją chwilą i są z tego powodu szczęśliwe.
W końcu i nareszcie przecież sama nią jestem :)
Więc z całego serca Wam dziękuję, za to, że "wyrwaliście mnie" z pędu życia codziennego i pokazaliście mi jak piękny jest świat, gdy stoję w miejscu nie biegnąc za marzeniami i nie spiesząc się po kolejny cel.

***

(...) I nagle się budzę lekkim szturchnięciem (?) w biodro. Powoli uchylam powieki, lecz blask słońca oślepia mnie i odruchowo mrużę oczy. Odwracam się i ku mojemu zdumieniu to nie mama, która każe mi wstawać do szkoły, lecz mój własny ochroniarz, opiekun i jednocześnie moja pierwsza miłość. Na mojej twarzy ukazuje się uśmiech i długo z niej nie znika. Misiek popycha mnie coraz bardziej i zachęca bym jednak się podniosła. Po chwili wstaję, szeroko otwieram ręce i przytulam się do  niego cicho szepcząc mu do ucha "kocham Cię", a on jakby rozumiał każdy mój ruch i każde moje słowo, opiera głowę o moje plecy...
 Niby wszystko jest takie, jak wcześniej, niby wszystko to samo, tylko ja jakby inna. Oczyszczona z wszystkiego, co kryło się w mojej głowie i spokojna, że już nic mi nie grozi. Opanowana, chętna do życia i do jakiegokolwiek towarzystwa.
 Tak, zdecydowanie się zmieniłam i wydaje mi się, że na lepsze.

***
Pomogła mi rodzina, najlepsi przyjaciele, ale przede wszystkim mój kochany hucułek, bez którego moje życie nie miałoby żadnego sensu. 
Moje 550 kg szczęścia i miłości <3
Przyjaciel najlepszy, największy, najcięższy i najbardziej godny zaufania.
Kiedyś przyrzekliśmy sobie (nie na paluszek, nie na słowo harcerza lecz na kopyto), że choćby nie wiem co, zawsze będziemy razem!!!
"I że Cię nie opuszczę aż do śmierci"

***

Wreszcie stanęłam w miejscu i zaczęłam cieszyć się chwilą i życiem. 
Właśnie skończyłam tamtą książkę i zaczęłam pisać kolejną.
To będzie nowy rozdział mojego życia, moja nowa historia..
Tak jakby nowa ja :) ~

~Wasza Zuza